czwartek, 21 lutego 2013

Zima...zima... i zima.... a na dodatek to jeszcze zima!

Przeczytałam parę miesięcy temu anegdotę o "cudownej" przeprowadzce do bajecznych Bieszczad... Lato-cudowne! Jesień-majestatyczna! Zima-początkowo piękna... a potem pług, zasypało, łopata, odciski na rękach, łosie i jelenie, zasypane auto, które nie chce odpalić, nie można się dostać do pracy, zrobić zakupów, brak światła... Dzięki Bogu do Bieszczad nam daleko (uwielbiam góry, żeby nie było! Ale jeśli chodzi o stałe zameldowanie to wolę bardziej płaskie powierzchnie ;))

Szczytem mojej hipokryzji jest to, że ja naprawdę lubię zimę. Uwielbiam kiedy pada śnieg, a ja siedzę w domku, pod kocykiem z kubkiem aromatycznej kawy i gram na Kurniku w 3-5-8... tak! taką zimę kocham!




Takie mamy widoki z okna :)

Ten mój dzisiejszy post to takie katharsis, przekonuję się, że wcale nie nienawidzę zimy!


Nie nienawidzę zimy! Przecież jest tyle zabawy!


Dzieci też tak myślą (chociaż Tymek po każdym takim wyjściu, po max.30 minutach wraca do domu z płaczem, że zamarza...).






Zabawy w śniegu, zdjęcia, śnieżki, bałwany, sanki... super! Tylko nieśmiało powiem, że jest mi zimno i chcę wiosnę, lato, jesień... po prostu coś innego niż zimę. Pewnie w wakacje będę tęsknić za białym puchem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz