czwartek, 19 lutego 2015

Zmiany.

Co się może zmienić w życiu w ciągu dwóch lat??? (I wcale nie mówię o latach świetlnych, choć mam takie nieodparte wrażenie.) Otóż może się zmienić całe życie i to diametralnie :D
I nie mówię tu tylko o wyjściu za mąż, czy ciąży bliźniaczej, przeprowadzce piętro niżej czy zmianie koloru włosów ;).
Wielokrotnie słyszałam teorię, że człowiek zmienia się co 7 lat, choć mi się wydaje, że jeśli czynniki są wystarczająco silne, to zmiana może nastąpić błyskawicznie, trwale i skutecznie.
Mam nadzieję, że uda mi sie powoli przybliżyć jak bardzo zmieniło się moje życie właśnie przez te ostatnie 2 lata. Nie zrobię tego od razu, nie w jednym poście, nie da rady. Będę dawkować informacje.

Dlaczego wracam?
Jest kilka powodów. Kilka osób, które się dopytywało ( za co bardzo dziękuje :)). Kilka spraw, które po prostu muszę poruszyć.

Zacznę od tego ostatniego. Ta sprawa mnie dziś bardzo, bardzo oburzyła...

Wyobraźmy sobie jakąś małą miejscowość, nazwijmy ją tak dla przykładu Chalinów. Gmina jakich wiele w województwie mazowieckim. Raczej spokojna, z pięknymi widokami na sady, perspektywami na przyszłość, bliskim i łatwym dostępem do stolicy. Taka właśnie "sypialnia dużego miasta".
Takie Gminy wydają się często być nudne, przede wszystkim dla tych co mieszkają w dużych miastach. Pozwolę sobie delikatnie zarysować tą "nudę", dla każdego kto oglądał "Ranczo w Wilkowyjach" nie bedzie w tym obrazie nic dziwnego.
Niestety w Chalinowie nie zjawiła się żadna Amerykanka, która ma inne spojrzenie na wszystko i chce zmian na lepsze. Mam wrażenie, że taka Amerykanka przydałaby się w każdej gminie. Najbardziej w takich, gdzie jest taki wójt jak w Wilkowyjach. A taki właśnie wójt jest w Chalinowie. Podobnie jest z Radą Gminy. Jak to się tu mówi: "Radnym może zostać tylko syn radnego". Wójt oraz radni w takiej Gminie świetnie się rozumieją, mają wspólne cele. Głównie są to cele, które mają prowadzić do zaspokojenia własnej prywaty np. dojazd do własnego sadu oraz zapewnienie dobrobytu dla "rodziny i przyjaciół Królika". Długi w Gminie zatrważająco rosną, nie wiadomo oczywiście jak, a wszystkie pieniadze nadal mają "iść" w drogi i chodniki, bo to najbardziej widać i jak się wszystkim wydaje, tylko tego "ludzkości" potrzeba.

Jednak nie w tym sedno. Jak wcześniej wspomniałam w Chalinowie Amerykanka się nie zjawiła, ale mieszkała tam pewna kobieta, która od lat pracowała w tej gminie i na jej rzecz. Działała prężnie, niestety nie zawsze doceniana przez mieszkańców, a już na pewno niedoceniona przez wójta (dla niego wszelka kreatywna działalność jest zagrożeniem ). Pracowała w gminie wiele lat. W 2010 roku pełna pomysłów, wigoru i nadziei postanowiła wystartować w wyborach na wójta. Poparcie miała ogromne, mimo że uczciwość rywala możnaby poddać w wątpliwość. Niestety zabrakło  naprawdę niewiele głosów. Przegrana zabolała, zwłaszcza tych mieszkańców, którzy naprawde liczyli, że sie ten "chocholi taniec" skończy; najbardziej dlatego, że było tak blisko...

Jednak nie przegrana była punktem kulminacyjnym. Otóż ów Wójt, w ramach zemsty postanowił zwolnić swoją pracownicę. Za co? No właśnie! Tu padają pytania. Za bunt? Za niesubordynację? Za śmiałość? Czy za niewierność? Taaaak.... To się nazywa demokracja. Tak się zastanawiam czy Wójt przypadkiem nie pojmuje nazwy "samorząd" zbyt dosłownie.

Na szczęście istnieje taka instytucja jak sąd pracy, która może naprawić pewne druzgocące zachowania (czasami nawet bez granatu:) lub z granatem ;). Wójt musiał przywrócić pracownicę na stanowisko. Przez kolejne 4 lata praca w Urzędzie Gminy pewnie nie była prosta: szef, który z pewnych osobistych powodów chciałby się Ciebie pozbyć; współpracownicy, którzy będąc "lojalni" wobec szefa często nie potrafili zachować obiektywizmu; a z drugiej strony wiele osób dokoła, które cenią sobie Twoją pracę i działania. Po 4 latach ponowny start w wyborach na Wójta. Niestety, "powtórka z rozrywki", no i ponownie zwolnienie z pracy....

Tak sobie myślę... Jak w Polsce ma się coś zmienić? Skoro nawet na poziomie gminnym takie rzeczy się dzieją. Tak się temu przyglądam, po prostu ręcę opadają.